niedziela, 27 lutego 2011

Myslovitz i ja:)

Zdecydowanie przy nich cofam się w rozwoju:) ale pozytywnie.

Kocham ich, na koncertach są niesamowici. Energia, pasja i po prostu charyzma w najczystszej postaci.
Ich koncerty to niesamowite przeżycie.

No cóż, Myslovitz to jedyny zespół na świecie, który doprowadza mnie do radosnej histerii... albo do histerycznej radości... no jakoś tak:)


Po koncercie utwierdziłam się w przekonaniu, że mogliby zagrać na moim weselu:)
a jak nie... to ślubu nie będzie:)

Najlepszy koncert świata i Dialogi Rodzinne w klimacie Myslo:)

To dzisiaj.
Najbardziej wyczekiwany koncert.
Najlepszego zespołu na świecie.
Najcudowniejszego zespołu, który jako jedyny doprowadza mnie do regularnej histerii.
Myslovitz.
Dzisiaj wieczorem.
I ja w tłumie fanów.

Z tej okazji zamęczam Rodzinę ich dyskografią. Cały weekend. W końcu muszę być dobrze przygotowana do koncertu.
Wprowadzenie: śniadanie rodzinne w niedzielny poranek. Rodzina popija kawę, ja siedzę przy stole z laptopem i puszczam piosenki Myslovitz.
Osoby: Rodzice, ja i Moja Najlepsza Przyjaciółka vel Siostra.
W tle zaczyna grać "Peggy Brown"... Rodzice słysząc tekst śmieją się...
ja: No chyba nie powiecie mi, że nie znacie tej piosenki...
Mama: Piosenki akurat nie, ale sytuacja jest raczej do wyobrażenia...
Ojciec: Ja nie znam... A co to za zespół?
ja: ?!?!?! jak to co to za zespół? Jak to?! Jak możesz nie wiedzieć, że to Myslovitz, jak możesz nie znać mojego ukochanego zespołu?!
Moja Najlepsza Przyjaciółka (do siebie): Szczęściarz...
ja (usłyszałam co powiedziała Moja Najlepsza Przyjaciółka): Co to ma znaczyć?
Moja Najlepsza Przyjaciółka: Szczęściarz, bo jeszcze wszystko przed nim, jeśli chodzi poznawanie Myslovitz... znaczy się... no wiesz...
ja: Znaczy, no wiem, że zdecydowanie nie polepszasz swojej sytuacji!

I




Myslovitz

sobota, 26 lutego 2011

Koncertowy tydzień i bardzo pracowita sobota...

Tydzień mam koncertowy...

W czwartek miałam przyjemność być na "Gotan Project", udało mi się mieć najlepszą miejscówkę na sali, a wszystko za sprawą Mojej Najlepszej Przyjaciółki, która była sprawcą całego zamieszania i zakupiła nam bilety.
A koncert był świetny. I oni są świetni.
O koncertowej kontynuacji tygodnia będę piszczeć jutro!

Dzisiaj moja sobota jest bardzo pracowita, właśnie jestem w trakcie misji dla Hospicjum, to wspaniałe kiedy można coś pomóc, nawet jeśli są to drobiazgi.

A wieczór... Saturday Night Fever w doborowym towarzystwie.
I mam zamiar aktywnie odpocząć :)

wtorek, 22 lutego 2011

Rosyjskie klimaty, telefony, pracoholiczne sny i kapelusze...

"(...)
Dzień dobry, mam na imię Agnieszka... Nie byłam w pracy już 2 dni... jestem na urlopie i nie wiem jak sobie z tym poradzić... piję, żeby zapomnieć, że mam urlop (...)"
Tak Moja Najlepsza Przyjaciółka posumowała moją radość z powrotu do pracy po zwolnieniu. Podobno za kilka lat wyląduję na spotkaniu Anonimowych Pracoholików i będę wygłaszała taki oto monolog, jak ten tu przytoczony właśnie...
Bez komentarza.

Poza tym słówek się uczę.
Bez komentarza.

I zimno się zrobiło. Wiadomo - zima to zimno.
Bez komentarza.

Wiadomość dnia: mam nowy kapelusz. Indy Jones w spódnicy jestem normalnie :) Jest cudowny.
Bez zbędnego komentarza.

Hasło dnia: "Auć, kobieta mnie bije" (jako podsumowanie mojego łatwego rozpracowania bardzo prostego w użyciu urządzenia multimedialnego, z którym nie mogli sobie poradzić zainteresowani działaniem rzeczonego multimedialnego urządzenia - sztuk 2, płeć męska ).
Bez komentarza, za to mogę zaśpiewać: "Panowie! Nic się nie stało... Nic się nie stało"

:)

Wojna żeńsko-męska.

niedziela, 20 lutego 2011

W moim domu...

... mieszka PSOT.
Trochę pies, a jednak KOT.


I to chyba by było na tyle jeśli chodzi o moje układanie puzzli.
Przez 16 h.
...
Jeden PSOT w poślizgu na kartonowym pudełku (od tychże puzzli zresztą) unicestwił moją ciężką pracę:)

sobota, 19 lutego 2011

Weekend, czyli...

Mam nową miłość. Oglądam nałogowo serial "The Big Bang Theory". Zasługa tu wielka Przyjaciela F., który mi ten serial polecił i będę mu za to dozgonnie wdzięczna. Chociaż pewnie mi się oberwie za publiczne wyrażanie mojej wdzięczności:).

A druga sprawa. Wczorajszy wieczór spędziłam na układaniu puzzli i oglądaniu filmów z George'em Clooney'em. Oczywiście tłumaczę to moją chorobą i braniem antybiotyków, ale jak za 10 lat będę się zastanawiała nad tym dlaczego jestem sama przypomnijcie mi ten wieczór:) Bo było super!
Moja aspołeczność ostatnimi czasy się pogłębia.
Trudno.

Dzisiaj na kolację romansidło z Sandrą Bullock i Keanu Reevesem. Niech to ktoś przebije:)

środa, 16 lutego 2011

Złe wpływy siedzenia w domu i Szanownego Brata P.

Jak ja wychwalam, że wspaniale jest mieć Braci.
Bo dzięki temu twarda kobita jestem. Tacy Bracia to skarb.
Robaków się nie boję, jak trzeba wejdę na drzewo, umiem strzelać z procy, nie brzydzę się większości obrzydliwych rzeczy, spędziłam długie godziny na oglądaniu głupich horrorów, mam spory dystans do siebie, jak trzeba to potrafię przyłożyć komuś, a na dodatek wiem, że pewne męskie zachowania po prostu istnieją i nie ma potrzeby tracić sił i nerwów na ich zwalczanie. Trzeba przyjąć je z całym inwentarzem.

Ale żeby w przyrodzie była równowaga... No cóż jeśli coś się wznosi musi w końcu spaść. Walka z zapaleniem i siedzenie w domu z Rodzeństwem doprowadziło do odkrycia tego typu cytatów:
"Little Deer: You killed my mother!
Captain Hero:... Sucks to be you!"*

Najgorsze jest to, że mnie to naprawdę śmieszy...

*"Drawn Together"

wtorek, 15 lutego 2011

Walka z zapaleniem - Dzień Trzeci

No cóż...
Zacznę od początku. Jak się okazało dzisiaj jest Dzień Singla. A zatem sobie i wszystkim zgromadzonym, którzy przypisują do siebie to określenie składam najlepsze życzenia - życzenia będą fit, bo i single jak się okazuje są bardziej wysportowani niż osoby sparowane. Przynajmniej tak wynika z obserwacji:)

A poza tym nadal walczę z moim uroczym zapaleniem. Małe statystyki - opakowanie chusteczek w tulipany spisuje się świetnie, poza tym zamilknę, bo będzie to wyglądało na odcinek z serii: "Wyznania lekomana", a chyba nikomu nie muszę przypominać, że to określenie całkowicie do mnie pasuje:)

Zdrowia życzę, no! Wszystkim:)

poniedziałek, 14 lutego 2011

Walentynkowo:)

Jeśli nie możesz z czymś wygrać - to się do tego szaleństwa przyłącz. Takie jest moje hasło na dzisiaj. W tle gra Myslovitz "Chciałbym umrzeć z miłości", chyba nie muszę komentować, a ja Wam życzę dużo miłości i przesyłam życzenia cukierkowe:)!




Miało być dzisiaj różowo i serduszkowo. A jest jak zwykle. Klops. Miałam wystąpić w walentynkowej sukience i rozdawać znajomym słodkie cukierki walentynkowe w ramach mojej osobistej akcji o kryptonimie: "W Walentynki, każdy zasługuje na trochę słodkości".

Niestety wspominane już tu wcześniej bakterie udaremniły mój plan i ze światem mogę się co najwyżej podzielić zapaleniem oskrzeli. Trudno. Będę szaleć w Dzień Kobiet, Święto Wiosny i Noc Świętojańską.

A tymczasem wracam do moich kochanych antybiotyków oraz chusteczek w opakowaniu w tulipany - prawie jak bukiet kwiatów:) To akcent walentynkowy, który sobie sama zakupiłam.

niedziela, 13 lutego 2011

Dzisiaj mam L4!

Dopadło mnie... nawet jako najsilniejszy osobnik w domu (samica alfa:)) muszę przyznać, że koktajl bakteryjny, który serwuje mi cała Rodzina od kilku dni i na mnie zadziałał. Do tej pory wszyscy byli chorzy, a ja byłam ich wsparciem.
No cóż.
Było minęło.
Zachorowalność w naszym domu wzrosła do 100%.
Teraz wszyscy jesteśmy w podobnym stanie, tylko niektórzy farciarze mają wsparcie antybiotykowe, a reszta musi sobie radzić z aspiryną.
Średnia temperatura ciała na osobnika to 38,2, a typowy strój to dres i zużywamy jakieś 30 chusteczek na godzinę.

Poza tym z okazji choroby jestem wyjątkowo marudna i przygnębiona. Nic na to nie poradzę.
A Rodzina mnie nie wspiera wcale! Na dowód przytoczę Wam dialog jaki dzisiaj odbył się przy kolacji. Sami zobaczcie z czym muszę się mierzyć.

Wprowadzenie: Kolacja w domu moich Rodziców. Wszyscy w dresach, zakatarzeni i ledwo mówią.
Osoby: Komplet, czyli Rodzice, Szanowny Brat P., Szanowny Brat T. oraz ja.

ja: No cóż, chociaż jestem najsilniejszym osobnikiem w tej komórce społecznej najwyraźniej i mnie zaraziliście!
Mama (z uśmiechem): Najsilniejszy osobnik i do tego jaki wredny. Nasza wredna zołza...
ja (oburzona): O nie! jak możesz?! To nieprawda! P. powiedz coś!
Szanowny Brat P. (podnosząc głowę znad talerza): Nie zgadzam się.
ja: Widzisz Mamo!
Szanowny Brat P.: Nie zgadzam się, że jesteś wredna, znam wredniejszych, ale zołza jak najbardziej.
ja: Co?! T. powiedz coś!
Szanowny Brat T. (z tradycyjnym dla siebie spokojem): Tak.
ja: Nie ma co... na Was to jednak zawsze można liczyć, rodzina to jest siła, hę?


I jak tu można spokojnie chorować w takim środowisku...

sobota, 12 lutego 2011

Sen o lataniu, wiosna w powietrzu i cała prawda o mężczyznach

Dzisiaj miałam okazję uczestniczyć w spontanicznej i jednocześnie nieoficjalnej inauguracji sezonu balonowego. Miłość to upośledzenie, a miłość do wszystkiego co lata to defekt równie poważny co doniosły. I nie mam absolutnie zamiaru się tego defektu pozbywać, a wręcz przeciwnie:)

I wiosna chyba idzie... co mnie szalenie cieszy. I sezon lotniczy będzie na całego, a także będę mogła się wbić w fajniejsze ciuchy (kobieca próżność nie znam granic).

Ostatnio uzależniłam się od serialu. Tak. To prawda.
"The Big Bang Theory". Bawię się przy nim wyśmienicie. Nie ma to jak grupa zupełnie nieprzystosowanych do życia naukowców. Ich zderzenia z rzeczywistością są po prostu komiczne.

piątek, 11 lutego 2011

Doniesienia z linii frontu, czyli urlopowo

Nadrabiam zaległości. Spotkania, siłownia, książki, nerwica natręctw i seriale.

Byłam u okulisty i usłyszałam:
"Proszę Pani, z wiekiem po prostu ostrość widzenia się pogarsza, musi być Pani tego świadoma".

Rozmawiałam z Moją Najlepszą Przyjaciółką i usłyszałam:
"Tak zdecydowanie każdy ma jakiś specyficzny typ partnera, który wybiera dla siebie. Widzę to u siebie i u znajomych. No może oprócz Ciebie... Aga!... biorąc pod uwagę twoje historie nijak nie mogę się doszukać jakiegoś schematu".

Po takich rewelacjach to nie wiadomo czy się śmiać, czy może płakać. Po prostu pozostaje przyjąć ze spokojem stan i nie myśleć. Jak już wiadomo myślenia się można nauczyć, ale jest szkodliwe:)

czwartek, 10 lutego 2011

Kiedy pracoholik idzie na urlop...

Najwyraźniej mam problem. Dobrze, że zaczynam to dostrzegać. Otóż, ze względu na intensywny tryb życia i ogólnie sporo stresów ostatnio jestem w proszku emocjonalnym. Doprowadzam moje otoczenie do szału, na przemian jęczeniem lub złośliwościami (tu myślę, że wybijam się na wyżyny). Najgorsze, że nie mogę nad tym zapanować. Stąd podjęłam trudną decyzję o urlopie. Dzisiaj i jutro. Tym sposobem mam 4 dni dla siebie, na nadrobienie zaległości i pozbieranie resztek mojej emocjonalno-mentalnej równowagi.
I teraz sytuacja, która dzisiaj mi zobrazowała jak bardzo potrzebuję wolnego.
W nocy dostałam smsa. Usłyszałam dzwonek telefonu, a zatem wstałam, ubrałam szlafrok i poszłam do łazienki. Dopiero przy myciu zębów zorientowałam się, że jest godzina 1.22 (Alleluja dla Mojej Mamy, która uznała, że zegar w łazience jest potrzebny).
Tak! Wstałam w środku nocy, bo pomyliłam sms z budzikiem. Poza tym zapomniałam, że przecież mam mieć dzisiaj wolne.
Czy to już szaleństwo czy może przedsionek piekła?

Miłego dnia, ja pędzę na siłownię przywracać równowagę w moim małym świecie:)
(a przy okazji w otoczeniu:)).

piątek, 4 lutego 2011

Złote Myśli

"Mężczyźni są jak wino, im starsi, tym lepsi"*

"Kobiety są jak wino, im młodsze, tym tańsze"**


*by Pensjonarka
**by MMK

I z tym złotymi myślami zostawiam Was na weekend.

wtorek, 1 lutego 2011

Wind of change

Zmiany, zmiany, zmiany...

Sensacja dnia - Moje Przyjaciółki w składzie Moja Najlepsza Przyjaciółka vel Siostra i Panna AMK będą w Wawie mieszkały razem!
Mocna wiadomość, mocna grupa pod wezwaniem, mocne wrażenia się szykują, mocne alkohole szykuję.
I zgadnijcie co jest najważniejszą informacją dotyczącą ich nowego mieszkania?
Nie świetna lokalizacja (a jest genialna), nie duża lodówka (a jest ogromna), nie 2 sypialnie (a są na piętrze tego mieszkania) i nie moja osobista kanapa w salonie (a jest już zarezerwowana dla mnie)... Co to, to nie...
Najważniejsze jest to (uwaga, napięcie rośnie!), że Właściciel to "przystojny Szwed rodem z Hiszpanii, który nie jest łysy, wygląda prawie jak Johnny Depp i pije alkohol". Do tego wprosił się na parapetówkę (bezczelny!), na której Moje Przyjaciółki będą same (czy to nie "urocze", że doszły do takiej konkluzji?!).
Taaak... stwierdziły to w przypływie entuzjazmu (dialog wyglądał zapewne tak - (...) właściciel:O! robią Panie parapetówkę, to przyjdę sam. Panna AMK: Tak, my też będziemy same (...).
Obraziłabym się o to, ale przyjaźń jest ważniejsza, poza tym wiem, że będę w tym mieszkaniu niczym mebel, a do tego osobiście "moi przystojni bruneci nie pokrywają się z ich przystojnymi brunetami".
Tak, dopiero jak to powiedziałam na głos i USŁYSZAŁAM zorientowałam się jak to zabrzmiało.
Ale przekaz jest jednoznaczny.
A Właściciel... niech moc, cierpliwość i duże ilości alkoholu będą z nim, bo nie wie co uczynił. Warszawo, miej się na baczności, bo od marca drżą twoje fundamenty... Na taki koktajl chyba nikt nie jest gotowy, ale jak rewolucja to rewolucja!

Po tej wiadomości dnia... idę spać, bom zmęczona i do tego już czuję, że muszę zbierać siły na wyjazd do Warszawy:)