poniedziałek, 31 października 2011

Tydzień optymizmu, miesiąc optymizmu, treningi, Rodzeństwo i wszędzie dynia!

Cały zeszły tydzień obchodziłam tzw. "tydzień optymizmu". Postanowiłam, że nic, ale to absolutnie nic nie wyprowadzi mnie z równowagi i nie popsuje dobrego nastroju. Muszę przyznać, że kosmos walczył o złamanie moich postanowień, ale się nie dałam:)
Teraz zarządzam miesiąc optymizmu i nie zawaham się dotrzymać tego założenia:)
Listopad miesiącem optymizmu, a jakże.
Żeby podtrzymywać się w tych wszystkich postanowieniach mam jako wspomożenie treningi (nawet trafił się ZumbaMaraton charytatywny ostatnio), Rodzeństwo (na nich to zawsze można liczyć... że będą próbowali sprawdzić moją wytrwałość...) i potrawy z dyni. Ostatnio eksperymentuję. W ciągu 3 dni upiekłam już 3 ciasta, a na tym nie poprzestanę, bo próbuję zrobić ciasto idealne... w mojej kuchni wszędzie jest pełno dyni, a zupy i różnego rodzaju przetwory walają się po lodówce...
pogrom, istny pogrom:)
dobrze, że miesiąc optymizmu, pełen wyzwań już trwa:)

środa, 26 października 2011

niedziela, 23 października 2011

Ciasto z dyni, przeganianie jesiennej słoty i tornado w kuchni oraz w głowie

Dzisiaj postanowiłam przegonić jesienną słotę i upiekłam ciasto z dyni, które autorsko i pieszczotliwie ochrzciłam "dyniaczkiem" i niech już tak pozostanie:



Najwyraźniej się udało przełamać aurę, bo już w trakcie pieczenia wyszło Słońce i znowu mamy złotą, polską jesień za oknami. Spacer by się przydał. Spacer:)!

Wczoraj byłam na spotkaniu autorskim dotyczącym książki "Gaga, Warszawski Wilkołak", którą wszystkim polecam jako doskonałą rozrywkę na długie jesienne wieczory:)

Miłego niedzielnego popołudnia :)

sobota, 22 października 2011

Złota polska jesień, wilkołak i zupa z dyni:)

Dopadło mnie przeziębienie w tym tygodniu. I to tak konkretnie. Nawet autosugestie, że jestem zdrowa, a moja odporność jest niezniszczalna nic nie pomogły. Katar leczony przechodzi po 7 dniach, nieleczony po tygodniu.
I na szczęście ten tydzień mija w weekend, więc czuję się już całkiem, całkiem.
A dzisiaj korzystam z pięknej pogody i wszędzie spaceruję, w międzyczasie zrobiłam zupę z dyni (z imbirem na przeziębienie), planuję też zajrzeć na spotkanie z Maćkiem Balcerzakiem, autorem książki "Gaga Warszawski Wilkołak". Więc sobota będzie trochę "supernaturalna". Relacja wkrótce.
Miłego popołudnia:)

wtorek, 18 października 2011

Cytat dnia

"Chowam to narzędzie tortur" - powiedziała moja Mama odłączając żelazko od prądu.

I tak tradycyjne domowe obowiązki osiągają wyższy poziom abstrakcji.

sobota, 15 października 2011

Dialogi Rodzinne

Osoby: Szanowny Brat P., ja
Wprowadzenie: jedziemy samochodem w sobotę rano, jest przed 9, prowadzę i odwożę Szanownego Brata P., który z wczorajszym bólem głowy, ale ambitnie postanowił wykorzystać sobotę, żeby załatwić sprawy bieżące na uczelni...

ja: Ale masz wspaniałą siostrę! zobacz, z samego rana, bladym świtem, a postanowiła się poświęcić i Ciebie odwieźć... cudowna jestem!
Szanowny Brat P.: tak... oczywiście... wspaniała! tak... z samego rana, tylko chyba nie dla Ciebie. Przecież ty nie śpisz od 4h!
ja: bo ja lubię zacząć wcześnie sobotę!

Serio... lubię:)

środa, 12 października 2011

Pracoholizm i inne używki

Nałogi... kto ich nie ma?
Tak się składa, że przy mojej upartości i zaangażowaniu jestem bardzo dobrym materiałem na pracoholika.
Zgubna sprawa.
Zawsze to powtarzam, ale do tej pory patrzyłam na to wszystko z lekkim dystansem mówiąc sobie w duchu - spokojnie, przecież nad tym panuję, poza tym mnie to nie dotyczy, mogę w każdej chwili zmienić styl życia... zaraz, chwila... moment!
tak chyba mówią wszyscy nałogowcy...?

No właśnie:)

tymczasem wkręciłam się w nowy muzyczny kawałek:



to gdyby ktoś miał wątpliwości, że ostra ze mnie kobitka:)

niedziela, 9 października 2011

Weekend, czyli...

czyli co? ostatnio zauważyłam, że moje weekendy wyglądają odrobinę inaczej niż jakiś czas temu... no to zaczynamy...

Piątek wieczór.
Siedzę w szlafroku, oglądam "Oszukać przeznaczenie 3". Nagle dzwoni telefon, w słuchawce słyszę - "Aga, to co, może jakieś piwko w mieście?", na to Aga - "hmm, nie... nie jestem aż tak spontaniczna..."
Sobota.
Szalona impreza na rzecz Hospicjum popołudniu. Wieczór telefon od mojej Mamy (sic!) - "Aga, jedziemy do centrum, z Ciocią i Wujkiem... może się dołączysz?", na to Aga - "Fajnie, ale wiesz, ja dzisiaj wieczór spędzam z mężczyzną mojego życia...", na to Mama - "Znowu w TV puszczają Indianę Jonesa?"
Niedziela.
Obowiązki wypełnione. Mieli być u mnie Goście. I co... nie mogli...
Po co upiekłam tyle ciasta? No trudno. Uznajmy to za niedzielny spontan:)

piątek, 7 października 2011

Między nami Kobietami, czyli dialogi Przyjaciółek

Czas: Popołudnie po pracy.
Aura: Złota Polska Jesień.
Osoby: Przyjaciółka O. i ja we własnej osobie.
Wprowadzenie: Spacerujemy po centrum miasta, omawiamy ostatni tydzień. Nagle mijamy starszą panią, która sprzedaje małe bukieciki...

ja: O, jakie słodkie! Zawsze mi się takie bukieciki najbardziej podobały... zawsze chciałam taki dostać, ale nigdy jeszcze nie dostałam... zawsze bukiet róż, czy innych kwiatów, ale takich eleganckich, a nie romantycznych...
Przyjaciółka O.: Widzisz i ja tego zupełnie nie rozumiem... Facetów nie rozumiem, znam Cię jakiś czas i wiem, że taki słodki bukiecik ogromnie by Cię ucieszył... a nie jakieś sztywniackie róże...
ja: Bo wiesz, tak już jest z tymi facetami... Ty masz kobiecą wrażliwość, szósty zmysł, mężczyznom czasami tego brakuje, stąd pewne nieporozumienia... taki świat...
Przyciacióła O. (kontynuując swój wywód na temat pewnych braków w męskiej części populacji): Oni już tacy są, nic nie widzą... O! popatrz na nich na przykład (pokazała chłopaka i długowłosą wysoką blondynkę z małym romantycznym bukiecikiem, najprawdopodobniej kupionym przed chwilą u wspomnianej starszej pani...) takiej kobiecie to należy kupować eleganckie róże, a nie takie gówno!
ja: ?! O ?! cooo?!
Przyjaciółka O.: znaczy, nie, że miałam na myśli, że Ty... no... wiesz, że ona...
ja:?! a gdzie twoja kobieca wrażliwość się podziała?!