poniedziałek, 31 grudnia 2012

Goodbye 2012! Welcome Happy 13:)

A teraz małe "foto podsumowanie" roku 2012.
Kwintesencja mojego roku:)


oczywiście głównym tematem roku było latanie... :)



było też Euro-Kibicowanie z ukochanym Szanownym Bratem P. i nie tylko z nim :)


rower - moja miłość:)


trochę imprez... ale nie za dużo!






śniadania na pełnym luzie:)


nowe ścieżki biegowe


Mistrzostwa Polski w Nałęczowie i Mistrzostwa Europy we Frankenthal!


i Ekstremalny;)


Moi Drodzy!
życzę Wam szczęśliwej 13:)
a na najbiższy wieczór - udanej, szampańskiej zabawy, która w dobrym nastroju wprowadzi Was w Nowy Rok:)!!!


a do wprowadzenia w klimat... bo dzisiaj będziemy tańczyć, w bardzo kameralnym gronie:)

sobota, 29 grudnia 2012

2012... koniec pewnej epoki?

Miał być koniec świata. Na szczęście nie było.
Były za to wspaniałe święta i cudowny czas spędzony w mojej wielkiej, głośnej rodzinie we włoskim stylu:)





Dla mnie rok 2012 będzie z pewnością końcem pewnej epoki.
Skłaniam się ku podsumowaniom szczególnie, że leżę w łóżku przeziębiona (na tyle, że siedzę w domu w sobotę i nawet nie biegałam!), więc mam trochę czasu. Przygotuję jeszcze foto podsumowanie, ale tymczasem mały wtęp.
To był bardzo ciężki rok, rok podporządkowany w dużej mierze mojej pracy, z kilkoma "krytycznymi" miesiącami, kiedy właściwie spędzałam w pracy 10h-12h na dobę. To był też rok wysokich lotów, zawodów balonowych i wielu przygód z tym związanych.
To był też rok zmian w mojej głowie. Postanowiłam odrobinę zwolnić, zająć się sobą, zakończyć kilka rzeczy.
Muszę się przed sobą przyznać, że się udało. Czuję, że jestem spokojniejsza, mogę spokojnie wypić kawę w szlafroku w niedzielny poranek, nie rzucam się tak jak kiedyś i nie szamoczę z rzeczywistością (chociaż cały czas nad tym pracuję :)).
Wreszcie ktoś w końcu otwarł moją głowę i serce. Zakochałam się. Zupełnie niespodziewanie i nieoczekiwanie, jak to zwykle bywa w powieściach.

Czekam z niecierpliwością na Nowy Rok.
2013.
Trzynastka zawsze była dla mnie szczęśliwa i myślę, że będzie podobnie w tym roku.
Będzie dużo wyzwań, dużo pracy i pewnie kilka sporych zmian.
Ale czekam na to wszystko.

A teraz zostawiam Was w tę cudną sobotę w "Manianowych"* klimatach:



*czyli prosto z wrocławskiej "Manany"

wtorek, 4 grudnia 2012

Wtorki i inne dni tygodnia

Grudzień 2012... ależ ten rok szybko minął... bo właściwie przecież właśnie się kończy.
U mnie dużo zmian, jak zwykle jeszcze więcej pracy i nowy projekt, który się coraz bardziej rozkręca i zaczyna nabierać realnych kształtów:)

W weekend byłam na andrzejkowych zawodach balonowych, ostatnich w tym roku, w Kępnie. Warunki pogodowe miały być fatalne, ale dostaliśmy pierwszy prezent świąteczny, ponieważ 1 grudnia było idealnie i udało się zrobić 2 loty:)
Piękne widoki, Słońce, wspaniała atmosfera i cudowni ludzie.

Taki miałam weekend:



a tu nasz cel...

a tu autoportret :)

ostatnio w sieci natknęłam się na taki obrazek... i czasami myślę, że może to mój przypadek :):):)


źródło

miłego tygodnia :)!







niedziela, 18 listopada 2012

Trochę kultury, trochę sportu, trochę jedzenia, kontuzja i helikopter!

Zbyt duże tempo życia? Ależ skąd, u mnie to przecież standard:)
A zatem pracy mam przysłowiowo "po kokardę", nowy projekt, nowe możliwości i się kręci.

Sport - uzależnienie od biegania trwa, chociaż ostatnio doskwiera mi jakaś niespodziewana kontuzja kolana - ryzyko zawodowe chodzenia na obcasach czasami się ujawnia właśnie w ten sposób.

9 listopada byłam na premierze spektaklu we wrocławskim Capitolu, o oryginalnym tytule:

"Ja, Piotr Rivière, skorom już zaszlachtował siekierom swoją matkę, swojego ojca, siostry swoje, brata swojego i wszystkich sąsiadów swoich..."

i pierwsza jego część mnie zachwyciła, druga znudziła... a całość trwała 4h, więc wiem co mówię:)

Mogłam ostatnio pogłębić miłość mą bezwarunkową do latania... tym razem miałam okazję przelecieć się helikopterem!

Poza tym w wolnych chwilach gotuję i to całkiem sporo, a do tego wszystkie posiłki podaję na moim nowym stoliku w kuchni:)
idealne niedzielne śniadanie, jajka na twardo, grzanki, serek wiejski, łosoś, a na deser czekoladowe pankejki z domowej roboty sosem wiśniowym


banany, jabłka, orzechy... jesienne klimaty

Tymczasem delektuję się niedzielnym wieczorem i zbieram siły na nowy, wspaniały tydzień w takich oto muzycznych klimatach:


piątek, 2 listopada 2012

co za tydzień, co za weekend, co za dialogi :)

u mnie ostatnio sporo zamieszania, czyli tak jak lubię:)

sportowo mogę podsumować październik dystansem 206 km na własnych nogach, przemierzając szlaki biegowe:)

ostatnio przytrafiło mi się kilka ciekawych dialogów... a zatem zapraszam na chwilę do mojego świata:

wprowadzenie: przejście dla pieszych na dużym skrzyżowaniu w wielkim mieście, tłum ludzi oczekujący na zielone światło.
czas: późne popołudnie.
osoby: przypadkowy przechodzień płci męskiej z zadatkami na psychopatę i ja.

Stałam na przejściu dla pieszych w oczekiwaniu na zielone światło i nagle usłyszałam:
przechodzień psychopata (z rozmarzeniem): gdzie można kupić takie rajstopy?
ja (ze zdziwieniem): słucham?
przechodzień psychopata: no ma pani piękne rajstopy...
ja (z oburzeniem): chyba nogi!
przechodzień psychopata: no właśnie.
zmieniło się światło - pomyślałam "uffff", przeszłam przez pasy, niestety zatrzymało mnie kolejne czerwone światło... za plecami usłyszałam...
przechodzień psychopata: mieszka pani w okolicy...?
ja (z lekkim przerażeniem w głosie): nie... tylko tędy przechodzę...
przechodzień psychopata (z nadzieją w głosie): acha... a zabierze mnie pani ze sobą?
ja: no raczej nie.
przechodzień psychopata: będę pani kupował takie rajstopy...

czy to w ogóle jest legalne ?!


męski głos w słuchawce (wesoło, z entuzjazmem): a dzień dobry, proszę pani, ja chciałbym rozmawiać z pani mężem, bo dzwonię ze sklepu elektronicznego i my mieliśmy tu taką robótkę, może pani podać męża do telefonu?
ja (ze stoickim spokojem): no to będzie problem, bo ja nie mam męża.
męski głos w słuchawce (zdziwienie ---> jakby to była egzotyka): nie ma pani męża? jak to?!
ja (z lekkim rozmawieniem): no tak jakoś wyszło.
męski głos w słuchawce (z zawodem w głosie): acha... no to przepraszam... faktycznie to chyba pomyłka...

i moje ostatnie muzyczne inspiracje... zza wschodniej granicy :)



niedziela, 28 października 2012

Dialogi damsko-męskie i idealny niedzielny poranek


(...)
Ekstremalny Y.: no nie pamiętam...
ja (z dużym rozbawieniem): jak to nie pamiętasz? przecież spędziliśmy razem 5 dni, tyle rzeczy Ci mówiłam i nie pamiętasz ? to ładnie mnie słuchasz...
Ekstremalny Y.: 5 dni? Aga, 5 dni?!
ja: no tak, 5...
Ekstremalny Y.: 5 dni? a czułem jakby to była cała wieczność...


ha ha ha.

u mnie dynamicznie i sportowo, treningi trwają, dzisiaj biegałam w zimowej aurze i 10 km pokonałam z wielką radością:) pusta ścieżka i cisza, idealne warunki.

Co do śniadań, nie jestem absolutnie kreatywna, codziennie to samo, moja ulubiona ostatnio owsianka z jabłkami z ogrodu kuzynki (takimi ekologicznymi), cynamonem, imbirem, siemieniem lnianym i orzechami włoskimi (z ogrodu moich Rodziców dla odmiany:)):



sobota, 27 października 2012

Dialogi damsko-męskie

Wprowadzenie: jakiś miesiąc temu przytrafił mi się taki oto dialog, który spowodował, że zorientowałam się w jakiej spirali absurdu utknęłam i... spadł mi z ramion niesamowity ciężar i zaczęłam na pewne sprawy patrzeć zupełnie inaczej...

ja: zupełnie nic nie rozumiem... jak zaczyna mi na kimś zależeć, to się odsuwam, przestaję dzwonić, kontaktować się, żeby się przypadkiem nie zorientował, że mi zależy...
on: a co w tym złego, że by się zorientował?
ja: jak to co? pomyśli, że jestem jakąś desperatką, że może się narzucam...
on: no dobrze, ale jak się nie odzywasz to skąd ma wiedzieć, że w ogóle chcesz go znać?
ja: no nie wiem, chyba powinien wiedzieć, zainteresować się... ale z drugiej strony ja milczę... nie odzywam się, żeby nic nie wiedział, bo czemu ma wiedzieć za dużo... co ja wygaduję właściwie, przecież to absurd!
on: no właśnie, czy Ty się słyszysz? jak absurdalnie to brzmi?
ja: jak mogłam dopuścić do takiej sytuacji?!
on: no właśnie... jesteś świetną kobietą mądrą, ładną, świetnie się z Tobą spędza czas... ale jesteś szurnięta!


czy wyciągnęłam coś z tej lekcji? po kilku tygodniach mogę powiedzieć, że bardzo wiele. Że taka chwila, krótki dialog zmienił poważnie moje podejście.
Teraz postępuję inaczej. I mam nadzieję, że osoba, której chcę zaufać będzie tego naprawdę warta.

a dzisiaj leniwie, z okazji zmiany aury na zimową i zupełnie od innej strony muzycznej:



miłego wieczoru!

środa, 24 października 2012

zupełny odwrót, huragan w głowie, bardzo trudna podróż i bardzo osobisty wpis...

W tym tygodniu odbyłam bardzo trudną podróż. Była to podróż fizyczna, bo pokonałam kilkaset kilometrów, ale była to też podróż w mojej głowie. To był impuls, jedno z tych wydarzeń, po których nic już nie jest jak dawniej. Zmarła moja Ciocia, siostra mojej Mamy, która była jedną z najbliższych mi osób na świecie. Ktoś kto wiedział o mnie bardzo dużo, ktoś kto znał mnie od zawsze, ktoś na kogo mogłam zawsze liczyć. Oczywiście świat się nie zawalił, wszystko toczy się dalej, czas płynie, ludzie żyją, pracują, kochają się i nienawidzą, tak jak robili to do tej pory. Ale w naszej Rodzinie już nigdy nie będzie jak wcześniej. Plany się zmieniają, życie je weryfikuje. Stojąc w kaplicy na pogrzebie, trzymałam moich ukochanych Braci za ręce, nie wyobrażam sobie życia bez nich. Ja płakałam, a Oni byli przy mnie. Widziałam, że też jest im strasznie ciężko, ale byliśmy razem i to najważniejsze. Tłumię w sobie wszystkie emocje, panuję nad moim życiem, wszystko mam zaplanowane. Bo boję się, że ktoś zobaczy, że nie jestem taka twarda, jak można zaobserować na codzień, zobaczy jaka jestem naprawdę i wtedy po prostu odwróci się i odejdzie. Bo łatwo powiedzieć, że nie interesuje mnie opinia innych skoro tak naprawdę niewiele osób widziało prawdziwą mnie. Usłyszałam, że po prostu nie dopuszczam do siebie możliwości, że zasługuję na miłość. Jestem wobec siebie strasznie wymagająca - jeśli chodzi o wszelkie punkty mojej codzienności - od pracy aż po treningi. I sama widzę jak daleko mi do ideału, który gdzieś tam siedzi w głowie. Skoro ja to widzę, to jeśli zobaczy to ktokolwiek inny po prostu odejdzie. Bo czy ktoś taki jak ja faktycznie zasługuje na uwagę? Niby z jakiego powodu? Głowa mi pęka, w duszy gra Myslovitz i wspiera mnie w powrocie do rzeczywistości. Do tej zaplanowanej oczywiście.

niedziela, 7 października 2012

Leser na trasie, nowy sezon i idealny niedzielny poranek:)

Tak. Jestem blogowym leserem. Tak. Chociaż miałam mnóstwo tematów to nie miałam albo czasu, albo weny żeby coś napisać (albo była kumulacja:)). Tak. Winna wszystkich zarzutów. Ale po powrocie z Mistrzostw po prostu zostałam zarzucona pracą i musiałam ponadrabiać sporo zaległości towarzyskich i tak jakoś zleciało... zaraz... mamy już październik! Niesamowite. I tak w pierwszym tygodniu października po poważnej rozmowie z zaprzyjaźnionym trenerem wprowadzam nowy plan treningowy, zobaczymy co z tego będzie. Póki co będzie zupełnie inaczej, na próbę rozpisałam wszystko do końca miesiąca. Biegi będą dłuższe i w dużo spokojniejszym tempie, basen 2 razy w tygodniu. Do tego ćwiczenia, ale o tym napiszę wkrótce, bo chcę zobaczyć jak to wszystko razem hula i podzielić się wrażeniami. Po pierwszym tygodniu muszę przyznać, że jest super. Mam szczęście, że mam w okolicy trenera, który zgodził się mi pomóc:) Poza tym ostatnio usłyszałam, że jestem "szurnięta". Tak, ktoś miał odwagę powiedzieć mi to:) Podziwiam za odwagę. Najpierw było mi przykro, a potem dotarło do mnie, że... coś w tym może być:) Historia długa i skomplikowana, tak czy inaczej najważniejsze, że coś mi tam w głowie przeskoczyło i wiem, że pora na zmiany - podejścia, zachowania i pewnych moich (myślałam, że nieodłącznych, a jednak) dziwactw. Trzymajcie za mnie kciuki:). A teraz mam idealny, spokojny, niedzielny poranek. Kawa, śniadanie (którego nie sfotografuję, bo moja karta od aparatu została w pracy:)) i ja. Spokój. I dobra muzyka. Zostawiam Was z moim ostatnim odkryciem, miłej niedzieli!

niedziela, 23 września 2012

Balonowe Mistrzostwa Europy Kobiet 2012 - Frankenthal

Wrociłam:)! Było niesamowicie - podsumowując - świetna pogoda, aż 6 lotów, trudne i wymagające konkurencje w bardzo ciężkim terenie (sporo stref zakazanych, lotniska, baza wojskowa, największe zakłady chemiczne na świecie i elektrownia atomowa, do tego mnóstwo wiatraków i winnic, w których ciężko było lądować, ale dałyśmy radę:)), wspaniali ludzie, których spotkałam i spore wyzwanie. Ale też mnóstwo nauki, nowe doświadczenia i moje niesamowite szczęście, że dostałam szansę i mogłam wziąć w tym udział:)
Po tym lądowaniu - w centrum miasta na parkingu (nie było wyjścia, lądowanie w innym miejscu nie wchodziło w grę) adrenalina działała na maksa, po spakowaniu sprzętu jeszcze w samochodzie trzęsły mi się ręce... ale było warto :)
A dzisiaj jeszcze na fali wyjazdu... śnię o lataniu, wstaję przed świtem, przebiegam 10 km i robię obiecane wcześniej leniwe śniadanie:)
pankejki orkiszowe z cynamonem i bananami, a do tego serek śmietankowy... home sweet home:)

poniedziałek, 17 września 2012

Imprezowy weekend, pracowity poniedziałek i przygotowania do wyjazdu:)

Wesele rodzinne przeżyłam, aczkolwiek były ciężkie momenty. Jednak taka impreza w wersji "single" to brawurowe przeżycie. Ale dałam radę i bawiłam się dobrze:)
A teraz już siedzę zestresowana, na walizkach. Za 2 godziny wyjazd. Na Balonowe Mistrzostwa Europy Kobiet. Relacja z naszej przygody u zachodnych sąsiadów już w przyszłym tygodniu. Może nawet uda się dodać coś wcześniej:) Tymczasem miłego wieczoru i udanego tygodnia:)

sobota, 15 września 2012

Leszno 2012. Zawody w deszczu.

Tym razem nie mieliśmy tyle szczęścia co w Nałęczowie (kiedy na koniec ledwo żyliśmy, bo tylko jeden lot był odwołany, a oprócz lotów konkurencyjnych mieliśmy jeszcze pokaz nocny). Z pięciu zaplanowanych lotów na zawodach w Lesznie doszło tylko do dwóch, w dosyć trudnych warunkach. Ale dalyśmy radę. Bo powtórzyłyśmy wyczyn z Krakowa i wybrałyśmy się do Leszna w 100% kobiecą załogą - jedyną taką w Polsce (przy rozmiarach, wadze sprzętu i specyfice tego sportu jest to typowo męskie środowisko). A miejsce? czy to ważne? przecież byłyśmy ozdobą zawodów :) i jak to mówią "odwrócimy TABELE, będziemy NA CZELE" :) tak mówią, trzeba ich słuchać :)
A weekend to zmiana klimatów - chowam buty biegowe, rower stoi grzecznie zaparkowany, koszulki balonowe i buty trekkingowe czekają w szafie na kolejny wyjazd, a ja w sukience, z zapakowaną torbą z kilkoma sukienkami, butami na obcasach i kopertówką ruszam na Wielkopolskę, na rodzinne wesele :) (kolejna młodsza kuzynka...ech :):):), dzieciaki :) Już się nastrajam na tańce weselne: Miłego weekendu!

piątek, 14 września 2012

Urodzinowo - napięty grafik, treningi w biegu i sporo zaległości... czyli wrzesień trwa:)

A zatem trwa ten mój bardzo intensywny wrzesień:) stąd moje milczenie ostatnio. Dzieje się :) Na zawodach było wspaniale chociaż lotów mało z powodu pogody (ale o tym w osobnym poście, jeszcze dzisiaj, albo jutro rano :)). A w tym tygodniu obchodziłam moje urodziny (25, 21... dwudzieste "któreś", czy to w ogóle istotne :)? Moi Przyjaciele, moja Rodzina, wszyscy dopisali - były życzenia, prezenty, wszystko pod znakiem balonowym (a jakże). Muszę przyznać, że jestem szczęściarą mając takich wspaniałych ludzi obok siebie :)
plusomert od moich Przyjacioł (wstyd, że wcześniej się żadnego nie dorobiłam, postanowili to nadrobić:))
Ojciec Chrzestny postanowił podarować mi kompas, żeby się nigdy nie zgubić :)
trochę "literatury" :) ...i mnóstwo innych rzeczy, ale nie będę Was zanudzała:) Obchody są huczne, trwają właściwe już od zawodów, w tym tygodniu odbyły się już 2 imprezy urodzinowe, do tego sławetna impreza służbowa, z której wróciłam w nocy, więc dzieje się dużo.
Co nie oznacza rezygnacji z treningów biegowych! Tylko drobną modyfikację planu, tak aby ze wszystkim zdążyć i się nie wykończyć:) dlatego na śniadania codziennie owsianka - tylko w różnych wersjach:)
owsianka z nektarynką

czwartek, 6 września 2012

Już dzisiaj - Leszno 2012 :)

Tydzień w biegu, przygotowania do zawodów, które rozpoczynają się już dzisiaj :) zaraz ruszamy na Leszno!
Tak będzie już za moment:) Następne 4 dni spędzę na podniebnych wędrówkach, czyli robiąc to co kocham najbardziej:) Obiecuję szczegółową relację:) A na dobry początek dnia zdjęcie mojego ostatnio codziennego obiadu :) Rodzice obdarowali mnie chyba milionem pomidorów, które dostali od znajomych i są to takie prawdziwe pomidory z pola:) jakoś sobie radzę :)
Miłego dnia:)