niedziela, 28 października 2012

Dialogi damsko-męskie i idealny niedzielny poranek


(...)
Ekstremalny Y.: no nie pamiętam...
ja (z dużym rozbawieniem): jak to nie pamiętasz? przecież spędziliśmy razem 5 dni, tyle rzeczy Ci mówiłam i nie pamiętasz ? to ładnie mnie słuchasz...
Ekstremalny Y.: 5 dni? Aga, 5 dni?!
ja: no tak, 5...
Ekstremalny Y.: 5 dni? a czułem jakby to była cała wieczność...


ha ha ha.

u mnie dynamicznie i sportowo, treningi trwają, dzisiaj biegałam w zimowej aurze i 10 km pokonałam z wielką radością:) pusta ścieżka i cisza, idealne warunki.

Co do śniadań, nie jestem absolutnie kreatywna, codziennie to samo, moja ulubiona ostatnio owsianka z jabłkami z ogrodu kuzynki (takimi ekologicznymi), cynamonem, imbirem, siemieniem lnianym i orzechami włoskimi (z ogrodu moich Rodziców dla odmiany:)):



sobota, 27 października 2012

Dialogi damsko-męskie

Wprowadzenie: jakiś miesiąc temu przytrafił mi się taki oto dialog, który spowodował, że zorientowałam się w jakiej spirali absurdu utknęłam i... spadł mi z ramion niesamowity ciężar i zaczęłam na pewne sprawy patrzeć zupełnie inaczej...

ja: zupełnie nic nie rozumiem... jak zaczyna mi na kimś zależeć, to się odsuwam, przestaję dzwonić, kontaktować się, żeby się przypadkiem nie zorientował, że mi zależy...
on: a co w tym złego, że by się zorientował?
ja: jak to co? pomyśli, że jestem jakąś desperatką, że może się narzucam...
on: no dobrze, ale jak się nie odzywasz to skąd ma wiedzieć, że w ogóle chcesz go znać?
ja: no nie wiem, chyba powinien wiedzieć, zainteresować się... ale z drugiej strony ja milczę... nie odzywam się, żeby nic nie wiedział, bo czemu ma wiedzieć za dużo... co ja wygaduję właściwie, przecież to absurd!
on: no właśnie, czy Ty się słyszysz? jak absurdalnie to brzmi?
ja: jak mogłam dopuścić do takiej sytuacji?!
on: no właśnie... jesteś świetną kobietą mądrą, ładną, świetnie się z Tobą spędza czas... ale jesteś szurnięta!


czy wyciągnęłam coś z tej lekcji? po kilku tygodniach mogę powiedzieć, że bardzo wiele. Że taka chwila, krótki dialog zmienił poważnie moje podejście.
Teraz postępuję inaczej. I mam nadzieję, że osoba, której chcę zaufać będzie tego naprawdę warta.

a dzisiaj leniwie, z okazji zmiany aury na zimową i zupełnie od innej strony muzycznej:



miłego wieczoru!

środa, 24 października 2012

zupełny odwrót, huragan w głowie, bardzo trudna podróż i bardzo osobisty wpis...

W tym tygodniu odbyłam bardzo trudną podróż. Była to podróż fizyczna, bo pokonałam kilkaset kilometrów, ale była to też podróż w mojej głowie. To był impuls, jedno z tych wydarzeń, po których nic już nie jest jak dawniej. Zmarła moja Ciocia, siostra mojej Mamy, która była jedną z najbliższych mi osób na świecie. Ktoś kto wiedział o mnie bardzo dużo, ktoś kto znał mnie od zawsze, ktoś na kogo mogłam zawsze liczyć. Oczywiście świat się nie zawalił, wszystko toczy się dalej, czas płynie, ludzie żyją, pracują, kochają się i nienawidzą, tak jak robili to do tej pory. Ale w naszej Rodzinie już nigdy nie będzie jak wcześniej. Plany się zmieniają, życie je weryfikuje. Stojąc w kaplicy na pogrzebie, trzymałam moich ukochanych Braci za ręce, nie wyobrażam sobie życia bez nich. Ja płakałam, a Oni byli przy mnie. Widziałam, że też jest im strasznie ciężko, ale byliśmy razem i to najważniejsze. Tłumię w sobie wszystkie emocje, panuję nad moim życiem, wszystko mam zaplanowane. Bo boję się, że ktoś zobaczy, że nie jestem taka twarda, jak można zaobserować na codzień, zobaczy jaka jestem naprawdę i wtedy po prostu odwróci się i odejdzie. Bo łatwo powiedzieć, że nie interesuje mnie opinia innych skoro tak naprawdę niewiele osób widziało prawdziwą mnie. Usłyszałam, że po prostu nie dopuszczam do siebie możliwości, że zasługuję na miłość. Jestem wobec siebie strasznie wymagająca - jeśli chodzi o wszelkie punkty mojej codzienności - od pracy aż po treningi. I sama widzę jak daleko mi do ideału, który gdzieś tam siedzi w głowie. Skoro ja to widzę, to jeśli zobaczy to ktokolwiek inny po prostu odejdzie. Bo czy ktoś taki jak ja faktycznie zasługuje na uwagę? Niby z jakiego powodu? Głowa mi pęka, w duszy gra Myslovitz i wspiera mnie w powrocie do rzeczywistości. Do tej zaplanowanej oczywiście.

niedziela, 7 października 2012

Leser na trasie, nowy sezon i idealny niedzielny poranek:)

Tak. Jestem blogowym leserem. Tak. Chociaż miałam mnóstwo tematów to nie miałam albo czasu, albo weny żeby coś napisać (albo była kumulacja:)). Tak. Winna wszystkich zarzutów. Ale po powrocie z Mistrzostw po prostu zostałam zarzucona pracą i musiałam ponadrabiać sporo zaległości towarzyskich i tak jakoś zleciało... zaraz... mamy już październik! Niesamowite. I tak w pierwszym tygodniu października po poważnej rozmowie z zaprzyjaźnionym trenerem wprowadzam nowy plan treningowy, zobaczymy co z tego będzie. Póki co będzie zupełnie inaczej, na próbę rozpisałam wszystko do końca miesiąca. Biegi będą dłuższe i w dużo spokojniejszym tempie, basen 2 razy w tygodniu. Do tego ćwiczenia, ale o tym napiszę wkrótce, bo chcę zobaczyć jak to wszystko razem hula i podzielić się wrażeniami. Po pierwszym tygodniu muszę przyznać, że jest super. Mam szczęście, że mam w okolicy trenera, który zgodził się mi pomóc:) Poza tym ostatnio usłyszałam, że jestem "szurnięta". Tak, ktoś miał odwagę powiedzieć mi to:) Podziwiam za odwagę. Najpierw było mi przykro, a potem dotarło do mnie, że... coś w tym może być:) Historia długa i skomplikowana, tak czy inaczej najważniejsze, że coś mi tam w głowie przeskoczyło i wiem, że pora na zmiany - podejścia, zachowania i pewnych moich (myślałam, że nieodłącznych, a jednak) dziwactw. Trzymajcie za mnie kciuki:). A teraz mam idealny, spokojny, niedzielny poranek. Kawa, śniadanie (którego nie sfotografuję, bo moja karta od aparatu została w pracy:)) i ja. Spokój. I dobra muzyka. Zostawiam Was z moim ostatnim odkryciem, miłej niedzieli!