wtorek, 29 kwietnia 2014

Windą do nieba:)



Nie będę się póki co rozpisywać. Pierwsze wspólne śniadanie w domu z Mężem, a teraz pakuję się i czekam na wyjazd, jedziemy oderwać się od rzeczywistości i odpocząć po ślubnych przygotowaniach, którym były podporządkowane ostatnie 3 miesiące naszego życia.
Czekam też na zdjęcia, wrażenia z uroczystości są cudowne, goście zadowoleni - właśnie na tym zależało nam najbardziej - aby bliscy nam ludzie oderwali się trochę od rzeczywistości i przenieśli do naszej bajki:)
Mission accomplished:)

piątek, 25 kwietnia 2014

Ostatni panieński post, czyli jak nie oszaleć przed ślubem:)



No tak:) jak przygotować ślub i wesele na 100 osób w mniej niż pół roku i nie zwariować :)? podstawą jest planowanie, poza tym planowanie i jeszcze jedno... planowanie. W międzyczasie warto pobawić się we wróżkę i przewidzieć nieprzewidywalne :) Jutro dla nas wielki dzień, a przy okazji sprawdzenie jak to planowanie nam poszło:)

tymczasem trwają ostatnie poprawki, ostatnie szlify i przygotowania. Nie mogłam sobie odmówić malej przyjemności i właśnie w domu unosi się zapach czekoladowego ciasta dla pierwszych gości na dzisiejszy wieczór. Zaraz się zbieramy i ruszamy ku przeznaczeniu - ślub i wesele będą w Miłkowie - przepięknym wiejskim, górskim kościółku i w sąsiadującym z nim pałacu:) Trzymajcie kciuki za pogodę, bo ta w górach bywa kapryśna :)

A ja mówię do zobaczenia w nowej dla mnie rzeczywistości :) a szczegóły już wkrótce :)

czwartek, 10 kwietnia 2014

dlaczego codzienność może zabijać kreatywność - chwila na przemyślenia


Wstajesz rano, szybki prysznic, śniadanie, potem wkładasz na siebie jakiś ciuch (który znowu nie leży tak, jak powinien) i zaczyna się wyścig na autobus, albo walka o przetrwanie w samochodowej miejskiej dżungli. Jak już dotrzesz na miejsce - czy to szkoła, czy uczelnia, czy praca masz wrażenie, że już brakuje Ci sił, a to tak naprawdę dopiero początek dnia i wyzwań. Kilka godzin ciągnie się w nieskończoność. W międzyczasie jakiś obiad, ale zwykle na szybko kanapka i/lub jogurt. W końcu upragnione popołudnie, wybija godzina i fajrant! Na popołudnie był zaplanowany jeszcze aerobik/basen/bieganie/spotkanie z przyjaciółką/wizyta w bibliotece (niepotrzebne skreślić), ale te plany zrobiły się już takie odległe i... nie masz już na nic z tej listy siły, więc pędzisz do domu i jedyne na co masz ochotę to położyć się przed tv. Oby tylko nikt nic od Ciebie nie chciał.
Znasz to? Kolejny dzień wygląda tak samo, a dni właściwie przeciekają Ci między palcami?
I budzisz się pewnego dnia i orientujesz się, że już kwiecień... kiedy to się wydarzyło i jakim cudem za oknem kwitną drzewa owocowe? (Tak! Już kwitną. [przyp. autorki]).

Jeśli taki scenariusz nie jest Ci obcy zapraszam do dalszej lektury:)

Dzisiaj siedząc w pracy i w duchu narzekając na korporacyjne absurdy zaczęłam się zastanawiać dlaczego tak mało kreatywni jesteśmy. Dlaczego tak ograniczamy naszą otwartość, nasze szerokie horyzonty i myślenie (mój Ojciec zawsze mawia - "wszystkiego można się nauczyć, myślenia też", ale czy aby napewno:)?), a ostatecznie wbijamy się w korporacyjne procedury i schematy?
Myślę, że tak naprawdę w tych schematach czujemy się tak bezpiecznie, że nie mamy zamiaru ruszyć naprzód.
Taka jest prawda.
Też wpadłam w sidła "wstajesz rano(...)". Ani się zorientowałam, jak w tym schemacie minęło mi kilka miesięcy, właściwie ponad rok. Praca stała się dla mnie ucieczką od rzeczywistości, która była momentami okrutna. W pracy mogłam brylować. Mogłam być najlepsza, bo trafiłam na fantastyczną pracę, w której w pełni się odnalazłam. Przyszło też uznanie i stabilizacja finansowa. Przyszły chęci na więcej.
I pewnego dnia się obudziłam. Pomyślałam, że dłużej tak nie mogę. To nie jestem ja.

Zmiana nie przyszła łatwo i nie przyszła z dnia na dzień*. Wymagała krwi, potu i łez. Dalej trwa, bo jak nie posuwamy się do przodu to cofamy się - prawda znana powszechnie i tak powszechnie ignorowana.
Zaczęło się ponad 3 lata temu od porannego truchtania, które było raczej sposobem na bezseność niż prawdziwym treningiem. Z czasem doszedł basen, joga i rower, który pokochałam całym sercem. W tym roku przebiegłam półmaraton. Może nie jest to wielkie osiągnięcie w świecie biegowym, ale w moim własnym świecie jest to ogromne i cenne doświadczenie.
Powoli sport stawał się coraz większą pasją, basen stał się stałą częścią tygodnia, pojawiły się nowe dodatkowe zajęcia, zaczęłam interesować się zdrowym odżywianiem, potem w moim życiu coraz większą rolę zaczęły odgrywać inne pasje (wcześniej przez jakiś czas zepchnięte na dalszy plan) - latanie i blogowanie.
Z czasem, po wielu perypetiach i można powiedzieć też małych, osobistych dramatach przyszła stabilizacja w życiu prywatnym. Zupełnie niespodziewanie i nieoczekiwanie, ale najprawdziwsza i trwała. Wymagająca ode mnie zaangażowania i cudownie spokojna.

To wszystko składa się na mój własny osobisty sukces. Nie boję się przyznać do tego, że jestem szczęśliwa i jestem szczęściarą. Ale zapracowałam ciężko na to co mam teraz, dlatego potrafię to docenić i łatwo nie oddam.
Każdy z nas ma jakąś drogę do przejścia, jedni krótszą, inny dłuższą, ale wierzę, że każdy, jeśli tylko chce może odnaleźć spokój i radość w życiu.
Nie dajmy się wbijać w schematy. Nie dajmy się codzienności. Spełniajmy siebie i swoje marzenia. Powoli - zacznijmy od tych mniejszych, a wkrótce przyjdzie czas na większe:)
Bądźmy sobą. Najważniejsze to nie zatracić siebie, nawet jak zdarzają się dni kiedy niekoniecznie siebie lubimy, a patrząc w lustro nie wszystko jest idealnie. Bo życie nie jest idealne, ale może być piękne, jeśli tylko będziemy je takim tworzyć.

Dziękuję za każdy dzień!



*moją zmianę widać też na blogu, prowadzę go od 5 lat i można zobaczyć jak dorastałam :)

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Poniedziałkowo, jestem wypoczęta!

Na weekend mój Narzeczony wywiózł mnie w ukochane Karkonosze. Wyłączyliśmy telefony i byliśmy tylko My i góry. Potrzebowałam takiego odpoczynku mentalnego od wrocławskiego pędu. Weszliśmy na Śnieżkę, mimo mglistej aury i pobiliśmy całkiem nieźle trasę 15km w górach w 4,5h na przewyższeniach na poziomie 600m.

Poza tym na niedzielę zostawiliśmy sobie relaks na basenach w Hotelu Gołębiewski w Karpaczu.
Efekty? Jestem jak nowo narodzona, mam siły na nowe wyzwania w tym tygodniu - sporo pracy, a w weekend nasze panieńsko-kawalerskie wieczory - znając organizatorów całego zamieszania już się boimy co będzie :)



poza tym wciągnęłam się całkowicie w rowerowe treningi, do triathlonu coraz bliżej :)
i jako kropeczka nad i wspomnienie górskich śniadań:)

udanego dnia!

środa, 2 kwietnia 2014

Podsumowanie marca i plany na przyszłość


Marzec był dla mnie naprawdę intensywnym miesiącem. Sportowo i życiowo.
Robiłam mnóstwo rzeczy pierwszy raz w życiu, chociaż nie należę już do nastolatek :)
Byłam w Berlinie, przebiegłam półmaraton, kupiłam sukienkę ślubną. Nauczyłam się tańczyć walca (z tym nauczyłam to trochę na wyrost, ale daję się ładnie prowadzić :)). Zrobiłam duży progres w pływaniu kraulem, zakończyłam nauki przedmałżeńskie i... szykuję się do ślubu. Tak, jeszcze 24 dni do najważniejszego dnia w moim życiu!
Wszystko dzieje się ogromnie szybko, czas jest mocno zaplanowany dlatego ostatnio opuściłam się trochę w blogowaniu, co nie zmienia faktu, że nie mam zamiaru rezygnować. Wręcz przeciwnie - mam mnóstwo pomysłów, przygód i porad do opublikowania, dlatego jednym z postanowień na kwiecień jest duża ilość blogowania. Ale powoli, wszystko w swoim czasie.
Zaczynam od podsumowania sportowego marca:



Jak widać mimo nawału pracy zawodowej i sporej ilości przygotowań ślubnych nie zrezygnowałam z treningów. Bieganie, pływanie i jazdę na rowerze uzupełniam 2 razy w tygodniu treningiem siłowy. Poza tym w tym miesiącu chodziliśmy na kurs tańca, a do pracy jak pogoda pozwala jeżdżę rowerem (ale nie wpisuję tego jako trening, ponieważ to tylko 6km w jedną stronę i jadę spacerowo:)). Sport jest częścią mojego życia i właściwie nie wyobrażam sobie dnia bez aktywności. 2 dni w marcu - 20 i 21 odpoczywałam - była to regeneracja i ładowanie węglowodanami przed Półmaratonem Ślężańskim i muszę przyznać, że teraz wiem, że jest to konieczne. Trenuję codziennie - może to na pozór wydawać się dużo, ale aktywności są zróżnicowane czasem trwania i ich intensywnością, dlatego mój organizm ma czas na regenerację:) Taka częstotliwość wynika z przygotowań do Triathlonu w Szczecinie, który odbędzie się już 6 lipca! Czasu coraz mniej dlatego treningi będą coraz intensywniejsze, a dieta jest cały czas sportowa:) Jest to nieodłączny składnik sukcesu sportowego - chcesz mieć siłę na treningi - jedz mądrze:)

Postanowienia na kwiecień?
Przede wszystkim mądrze przygotować się do najważniejszego w moim życiu dnia, tak aby ten czas był dla mnie i mojego Narzeczonego wyjątkowy. Poza tym mam sporo pracy i chcę wszystko na tyle ogarnąć, żeby nie myśleć o zawodowych projektach w trakcie urlopu i miesiąca miodowego. Tu od razu kolejne postanowienie - chcę wyłączać telefon na weekendy - ostatnio czuję, że jest mi to bardzo potrzebne i w najbliższy weekend sprawdzę jak mi to wyjdzie. Coś jeszcze? Tak - pić mniej kawy - ostatnio za bardzo folguję temu mojemu małemu nałogowi:)
Plany sportowe - zgodnie z zaleceniami Trenera będę dalej kontynuowała moje triathlonowe przygotowania, a także szlifowała styl pływania. Jest to niezbędne do tego, aby sprawnie przepłynąć 950m na otwartych wodach podczas zawodów:)
A jakie jest najważniejsze postanowienie - nie stresować się!!! Ostatnio jestem kłębkiem nerwów, ale jestem pewna, że dam radę :)


Życzę Wam udanej środy, a teraz zabieram się za przygotowanie kolejnych wpisów, publikacje już wkrótce :)